2017-05-05

Otworzyłem marcowy numer „Gazety Kulturalnej” Andrzeja Dębkowskiego na stronach 6-7. Na tej pierwszej kilkoro poetów, których nie wymienię, ale powiem tyle, że do ich wierszy mam sporo zastrzeżeń, bo albo są zbyt miałkie w swoim przekazie, albo bardzo nierówne w tym sensie, że wyraźnie rozpadają się wewnętrznie – wymagałyby, moim zdaniem, poprawy w niektórych miejscach, czasami zwykłego skrócenia. Tymczasem na stronie obok Bohdan Wrocławski ze swoimi 4 wierszami sam zapełniający całą stronę.

Na tamtej 9 wierszy więc z oczywistych powodów krótszych od Bohdanowych, tu 4, ale te jego czyta się z uwagą i przyjemnością. Są przykładem tego, że wiersz dłuższy może być piękny i nieprzegadany, a krótsze właśnie mogą być przegadane, niepotrzebnie nasycone biegunką słów wskazujących na „dadaizm” w głowie piszącego. Spójrzcie na te sąsiednie strony, bo to najlepsza lekcja porównawcza o tym, czym dobra poezja różni się od słabej! Lekcja poprzez definicję ostensywną, czyli przez wskazanie (paluchem): wiersze po lewej słabe, po prawej dobre, poruszające. Tyle tej lekcji a zdobyłem się na nią pod wpływem impulsu, że znacznie trudniej podać określenia wiersza dobrego czy słabego, znacznie trudniej opisać takie poetyckiemiarki, poetyckie linijki niż… wskazać na konkretne wiersze dokonując ich podziału: na lewo słabe, na prawo dobre.

I jeszcze jedno. Kiedy czytam wiersze Wrocławskiego to poza ich głębią (poszukajcie jej sami) chciałem powiedzieć coś, co teraz sobie uświadomiłem (choć czytałem Bohdana przecież wcześniej wielokrotnie), że jest on   n a j l e p s z y m  p o e t ą  p o w i e t r z a  i  w o d y  jakiego znam. Tak, poeta powietrza i wody! Te żywioły pojawiają się u wielu piszących, Wrocławski nie ma na nie wyłączności, ale znalazł swój poetycki patent, który mnie akurat daje czystą przyjemność czytania a przecież jednym z wyróżników dobrej poezji jest to, że do jej autorów chcemy wracać i za każdym razem coś odkrywamy, nawet jeśli jest to tylko kolejne nazwanie własnych odbiorczych wrażeń, namysłów, znalezienie swoich nowych określeń. A z tego – poeta powietrza i wody jestem naprawdę zadowolony, bo trafnie nazywa to, co czytając wiersze zamieszczone poniżej, czuję. Teraz więc, jak przystało na porządnego belfra starej daty prezentuję obie strony z poezją, które mnie do tej lekcji natchnęły.

6

Poezja

Gazeta Kulturalna

Poezja Proza Krytyka Historia Sztuka Muzyka

Numer 3(247) marzec 2017

 

Izabela Zubko

 

Filar

 

twoich czarnych tęczówek

zbudowałam most

z wiecznie żywych słów

spaceruję po nim

pod rozgwieżdżonym niebem

tkając ślepą rzeczywistość

i wydaję na świat uśmiech

każdy krok od ciebie

zbliża mnie

do początku i końca

podtrzymującej przy życiu

balustrady

 

Omen

 

nie zrozumiałam znaku od życia

gdy wiatr rozciął nasze dłonie

tłukąc porcelanowe serca

ustawione na witrynie czasu

od tamtej pory zamieszkałeś

w moim życiorysie na zawsze

bezczas zatrzymał we mnie

smak spacerów splątanych dłoni

połączona obrączką z dotyku

przędę niewidzialną nić

która w rosnącym kokonie ukrywa

myśli jeszcze niepomyślane

 

Jazonowi

 

twoich rąk

nie wiąże już zdrada

tiulowa ciemność

odmówiła obecności

po godzinach krótkich minut

zniknął świat

przykładam lusterko do ust

sprawdzam czy żyję

monotonny szept drzew

liść za liściem

milknie

 

Wyzwolenie

 

nadzieja wypłynęła ze mnie

w postaci łez

zebrałeś je do wazonu

kładąc kwiaty obok

w życiu astrów

zabrakło bytu

skazana na tęsknotę

złamałam wrzeciono Ananke

stając się

streszczeniem chwili

 

Przyszedłeś

 

mogę już ogrzać

zimne dłonie i stopy

w ogrodzie twego dotyku

swobodnie płynąć

w zatoce słów

słodkich jak czereśnie

zatańczyć w łzie

depczącej niezadowoleniu

po piętach

przyszedłeś jak dobry ogień

który rozpuszcza ciemność

jak żar który trawi

 

Rafał Hille

 

Wiersz o niczym

 

wiersz o niczym musi mieć coś w sobie

wywinięty na drugą stronę powinien

wywalić jęzor i zagrać na nosie

dać pstryka w ucho i posłać do diabła

nastraszyć jak jasna cholera swoim

potencjałem

bycia kompletną pustką

która nie wiedzieć czemu ma

od cholery tyle energii

niech się

rymuje miksuje popłakuje

albo

ściera z jakimś obłąkanym duchem innych

wierszy

które chcą być lepsze

nie! On jest lepszy

nic w nim przecież nie ma

nie zawraca głowy swoją

mizerią memu powtarzanego

w kółko bez niczyjej woli

echolaliami czkawki i

pijakiem który nie pamięta co wykrzykiwał

przez cały wieczór

włócząc się z butelką wina po mieście

ani polem pełnym kwiatów i motyli

motyl jest głupi

ma tylko kilka zwojów nerwowych

nie będzie go wierszu o niczym

 

 

Komórka na węgiel

 

mój staromodny dziadek

wisi na ścianie

w komórce na węgiel

ma nastroszone wąsy

a w nich DNA

o których nie uczyli go w szkole

nikt nie przekonał go do kiepskiego żarcia

hot dogów

i kawy w maku

gdyby jeszcze żył

mówiłby co jest najlepsze w życiu

jak zrobić kiełbasę

która przyciągnie

oszalałe z głodu kobiety

które kochają

złote buty i białe falbanki blisko uda

może powiedziałby że lepsza jest lampa

naftowa niż prąd elektryczny

i że lepiej kłaść się spać na prawym boku

serce wtedy

gdy się złamie

nie uwiera poduszka

 

Kazimierz

Ivosse

 

* * *

Zasnute mgłą miasteczko śpi

Zamazane latarnie mrugają zezem

Po ulicach wymarłych domów

Jak potępieniec chodzę sam

Pijane nogi prowadzą mnie slalomem

Potykam się a ty dobra latarnio

Podtrzymujesz mnie żelaznym ramieniem

I uśmiechasz się żółtym ślepiem

A ja do ciebie błędnymi oczami

Dalej idziemy razem

Spocony asfalt głucho lśni

Śladami naszych kroków

Latarnio miejska

Tej nocy zostaliśmy

Sam na sam

A ulica

Pusta

Mokra

Bez dna

Ze skrzypem

Zamykanych bram

 

Emil Biela

 

Tam, gdzie córki kwitną

kwiatami dzieci

 

błogosławiony niech będzie kraj

w którym córki kwitną kwiatami

dzieci

błogosławiona niech będzie ziemia

gdzie konie padają w galopie na kolana

przed brzemiennymi kobietami

błogosławiona niech będzie kraina

w której słychać owację drzew na stojąco

dla błogosławionych matek

 

 

 

Poezja

7

Gazeta Kulturalna

Poezja Proza Krytyka Historia Sztuka Muzyka

Numer 3(247) marzec 2017

 

Bohdan

Wrocławski

 

W podróży do siebie

 

Poezja szuka w nas miejsc

najbardziej intymnych

opuszczonych przez codzienność

pełnych korowodów

ustawicznie wirującego światła

strun pękających na obrzeżach

wiecznej niedoskonałości wszechświata

bólu który trawi go poza naszymi

spojrzeniami

jest w tym muzyka starych skrzypiec

dialog który rezonuje w nas

w tych momentach

kiedy z nieśmiałością

staramy się

otwierać w sobie pejzaż za pejzażem

aż do całkowitego wyczerpania widnokręgu

nadal nie potrafię odczytać dotykiem warg

smakiem podniebienia

najbliższych mi geograficznie słów nazw

i spojrzeń

dłuższych niż kolorowe tęsknoty

spływających do morza rzek

i one i my wykrwawiamy się błądzimy wers

po wersie

w najchłodniejszym dotyku kosmosu

jego urojeniach

nieznanych nam bliżej

dramatach

aby znów odnaleźć siebie

w niecierpliwości dziecka

biegnącego do otwartych ramion matki

w gestach o których dawno zapomniała

cywilizacja

w smaku kobiet zabłąkanych między strofami

ich dobrotliwego ciepła

które otwierają w nas łkających

bezradnych

próbujących odnaleźć siebie

aż do dna

najbardziej oddalonego krateru księżyca

 

 

U ujścia rzeki

 

Znów jestem przy ujściu Wisły

siedząc na rozgrzanym betonie falochronu

w nieuchronnej bliskości jego końca

słyszę rozmowę chmur

zagęszczających się wokół piersi

w konsystencji pełnej załamań światła

i nadziei

ustawicznego biegu codzienności

trudnej do zdefiniowania

w narastającym wietrze

gdy morze bezskutecznie próbuje wedrzeć się

w głąb lądu

i koryta rzecznego

wiem

W tym roku

maj minął zbyt szybko

abym poczuł dostrzegł zrozumiał

cudowny smak

rozgrzanego we mnie widnokręgu

wysublimowanego zapachu

dojrzewających czereśni

żółci rzepaków rozsypanych

wzdłuż żuławskich pól

mojej codzienności trzepocącej

zranionym ptakiem

w ciasnym obramowaniu piersi

obserwuję młode mewy

wychylające się z gniazd

jutro zaczną rozumieć przestrzeń

pod swoimi skrzydłami

jej kolorowy alfabet

na zawsze pozostanie z nimi

będą tu jeszcze wracać przez kilka dni

późnym wieczorem

siadając coraz dalej od gniazda

i rodziców

aż któregoś dnia jedna z nich nie wróci

a potem wszystkie powędrują

w całkowicie nieodgadnioną dal

tworząc inną rzeczywistość

Tylko czasem jeszcze zadzwoni telefon

usłyszysz zdawkowe

 

 

Pejzaż z mężczyznami

przed sklepem

w Kątach Rybackich

 

Mężczyźni

siedzą przed sklepem

najczęściej mają mocno pochylone głowy

nie widzą światła są jakby pokryci lodem

Nie rozmawiają o przemijaniu

– ponieważ oni wiedzą

że ich przemijanie

nie ma żadnego uzasadnionego sensu

Są starzy i młodzi

ale ich młodość

zatoczyła już tak dalekie kręgi

że sami nie potrafią jej dostrzec

a tym bardziej zapamiętać

Za granicą ostro zarysowanego nieba

jakiś anioł

sufler w podartych spodniach dżinsowych

wypowiada gniewne słowa

nikt nie chce ich słuchać

anioł otrzepuje przetłuszczone pióra

unosi je do góry

być może

w modlitwie szuka swojego pana Boga

Zbliża się południe

malutkie chmurki

unoszą się coraz wyżej i wyżej

puchną od upału

ale im siedzącym

niebo wydaje się aż nazbyt szkliste

aby mogli w nim jeszcze coś przeczytać

 

 

Masada

 

Prawdopodobnie znów będzie świt

płowiejąca jasność odbita w szarych skałach

a później jak zwykle

wschód słońca

ale jestem pewien że tej nocy od krawędzi

księżyca

do blasku miecza

było zbyt blisko

aby ktoś mógł zrozumieć

odnotować w pamięci

dochodzące z daleka głosy legionistów

pijących wino

i rozmawiających o kobietach

pod skrzydłami białego namiotu

ucztującego Flawiusza Silvę

Najwcześniej umierało wzruszenie

Prawdopodobnie wrażliwi do dziś widzą jego

twarz

bolesną

skrzywioną

tym smutkiem

który potrafi przetrwać wieki

i którego nigdy nie potrafiła zrozumieć

historia

Wiemy już że wszyscy umierali razem

i każdy umierał z osobna

w bolesnej samotności

nie do opisania

Ich ciała otwierały się na mrok

powoli

nasączając się jego niewyraźną

głębią

aż do ostatniego westchnienia

w blasku przerażonego

księżyca

który w ogromnym pośpiechu

szukał schronienia wśród chmur

aby za nimi schować

rozdygotaną lękiem wyobraźnię

 

Kategoria: