O Pani Lidii Kosk pisałam już parokrotnie. Wrażenie zrobił na mnie przed pięcioma laty spektakl „Niknące prawa człowieka” zrealizowany przez prowadzony przez panią Lidię Autorski Teatr Poetycki, przedstawienie dotykające problemu wojny, jej wpływu na destrukcję człowieczeństwa i dehumanizację społeczeństw i ich kultur. Ten spektakl w wykonaniu znakomitych artystów-amatorów jest ostrzeżeniem przed złem, które czai się w człowieku i przed którym trzeba się zawsze bronić i trzeba bronić słabszych. Tak poznałam panią Lidię, osobę wrażliwą na los drugiego, działaczkę społeczną, ale także, a może przede wszystkim, poetkę, fotografkę. Jej wiersze, przekładane na wiele języków, w tym na angielski i japoński, wydawane są m. in. w USA i Japonii, gdzie ostatnio ukazała się japońska edycja jej książki Słodka woda, słona woda.
10 maja przybyliśmy do Domu Literatury na jubileuszowe spotkanie i prezentację jej nowej książki pod tytułem Szklana góra w opracowaniu Danuty E. Kosk-Kosickiej (polecam wstęp do książki). Po trudnym przedpołudniu – pożegnaniu Pana Tomasza Burka, niezrównanego znawcy literatury – bardzo był nam potrzebny wieczór z poezją i spotkanie z zawsze pełną wiary w przeznaczenie i sens poezji oraz w to, że dobro zwycięża i jest nagradzane na pewno po drugiej stronie światła, Lidią Kosk.
Piękna jak zawsze, przyjazna, powitała wszystkich serdecznie. Stała otoczona młodymi ludźmi, wśród których byli tłumacze jej wiersza „Szklana góra”.
Jubileuszowy wieczór poetycki okazał się niespodzianką. Tytułowy wiersz zaistniał w książce w dwudziestu jeden językach. Jej szklana góra opowiada o dziewczynce, która wnosi wiadro z wodą na górę, zmaga się jak mityczny Syzyf z ciężarem i stromizną:
Wspinam się pod górę
dźwigając skarb
przerastający moje siły
wiadro wody
(…)
Padam
woda spływa
razem ze mną w dół
zamarzając
jak łzy na policzkach
(…)
Błysk słońca na moment
powiększa mnie cieniem
gdy znów idę mierzyć się
z moją szklaną górą.
Niezwykły wiersz, będący opowieścią o życiowej „szklanej górze” Autorki. Niełatwy był to los – dziecko wojny, obóz, potem też prosto nie było. Pani Lidia jednak zawsze się podnosiła i nie rezygnowała z prawa do radości życia i poczucia jego sensu. 10 maja wiersz zabrzmiał w siedmiu językach i każdy z nich wnosił nowy aspekt brzmieniowy i skojarzeniowy, był tłumaczeniem tego doświadczenia na inną kulturę, inne wartości, inną językową urodę. W dodatku do polskiego oryginału usłyszeliśmy angielski, czeski, litewski, serbski, niemiecki i włoski. Ta niezwykła polifonia języków dała prawie metafizyczne przeżycie.
Przypomniała mi się przyjemność uczestnictwa w międzynarodowym festiwalu Jesień Poezji w Druskiennikach na Litwie, gdzie przyjeżdżają od lat poeci z całego świata. Utwory prezentowane są w językach ojczystych. Nie znając treści wierszy, słuchając czytających autorów, mieliśmy wrażenie, że wiemy, o czym jest ta poezja. To jak uczta i koncert, bo wiersz jest przecież muzyką. U pani Lidii na jubileuszowym wieczorze było podobnie. Następnego dnia wyjeżdżaliśmy z mężem do przyjaciół na Morawy, nic więc dziwnego, że ze szczególną radością słuchaliśmy wersji czeskiej „Szklanej góry”.
Dziękuję Pani Lidio i życzę ciągle niezmożonej wiary w życie, ludzi i poezję.
Maja Chadryś-Engelking