2024-07-14

Jak zapowiadaliśmy, 9 lipca 2024 w Sali nr 2 w ZLP, odbyło się kolejne spotkanie poetów, tym razem Letnie Poruszenie, owocne – twórcze i warsztatowe. Zofia Mikuła postanowiła tym razem zaprezentować prozę, czytając fragment opowiadania opisujący jej przeżycia podczas ulewnego deszczu w Tatrach – zejście z Doliny Gąsienicowej. Oczywiście niektórzy uczestnicy bywali w Tatrach, co wywołało dyskusję na temat szczegółów topograficznych.

Jedną z ważniejszych konkluzji stała się podpozycja Marka Wawrzkiewicza, aby opowiadanie pisać w trzeciej, a nie pierwszej osobie, co pozwoli autorce na większą swobodę literacką.

Poza tym uczestnicy spotkania przedstawili wiersze o rozmaitej tematyce, po części związanej z przygotowywaną Antologią a po części impresji letnich. Dyskusja miała żywiołowy przebieg, nie brakowało momentów z ofertami zmian daleko idącymi; w takich przypadkach autorzy okazali niezłomność.

Dorobek przedstawiamy poniżej, oczywiście ujawniając autorów tekstów obecnych na spotkaniu. Tym razem , wbrew tradycji od A do Z, kolejność jest od Ż do R.  Prezentacji towarzyszy fotografia sali nr 2 w Domu Literatury wykonana w ubiegłym roku przez Artura Krajewskiego. Życzymy przyjemnej lektury i już zapraszamy na jesienna edycję tych spotkań, o czym zawiadomimy w stosownym czasie.

 

 

Majka Żywicka-Luckner

 do Noego z Brzeskiej

 

wciąż wesoły ze mnie człowiek Noe

a gdzie nie pójdę to mnie wyśmieją

 

wczorajsze kumkanie

babka by odczyniła

klepaniem różańca daleko

w staw

 

a tu dziewiąte piętro

chrabąszcze za koszulą balkonowych pelargonii

z lękiem wysokości

 

– jak to odczynić Noe?

 

Marek Wawrzkiewicz

Szymborska czyta Baczyńskiego

 

W jej wierszu poeta nie zginął w sierpniu,

Nie trafiła go snajperska kula w czwartym dniu Powstania.

W chwili wiersza ma sześćdziesiąt kilka lat.

Nie ozdobiła go młodzieńcza śmierć. Jest poetą znanym

Ale nie cytuje się go zbyt często.

 

Przygarbiony, ubrany przez Panią Wisię

W luźny, rozciągnięty sweter nieokreślonego koloru,

Je samotne śniadanie w zakopiańskiej Astorii.

Milczy. W tamtym, odległym sierpniu

Dziewczynka imieniem Wisława miała rok

I poezja jeszcze w niej milczała.

 

Dawniej i teraz z recepcji słychać kobiecy głos:

‒ Panie Baczyński, telefon do pana!

Poeta podnosi się z trudem, idzie

Człapiąc rozdeptanymi kapciami.

 

Poetka znana, ale jeszcze przed Noblem,

Wybawiła go od śmierci.

Dla siebie.

 

Grzegorz Trochimczuk

 Lipiec w Iwach

 

Doczekaliśmy. Otwarte okna.

 

Kieszenie pełne deszczu

schną z upływem czasu;

włosy ramiona dłonie.

Płuca lipowe.

 

Klekotanie kości milknie wobec fletni wilgi

w czystym powietrzu. Przytulia

zapachem lata zaklina trawy

w słońcu omdlałe.

 

Późnym popołudniem rudbekie

słowami ogrodu

wabią o zmierzchu. Księżyc wyogromniały

odmienia lipiec w świetliki

 

w podcieniach.

 

Tego lata wyszliśmy z dusznej sieni na błonia,

przeglądamy życie, usuwamy złudzenia.

Podobni do ważek tańczymy fokstrota

i jeszcze nam nie dosyć.

 

Barbara Maria Rustecka

Lepsze powietrze jest w Lyonie

Jest taka zaduma nad światem

która wypływa gdzieś z zakamarków  mnie. Gdzie.

nas nie chcą bo prowokują Putina. Więc.

przesuwam wolno lampkę. By go nie widzieć.

Wystarczy. Że. tam na górze

go oglądają w jakimś kiepskim dzienniku.

Nie liczą się ze mną ani z Bogiem

być może chcą wojny. A.

może powtórki z czasów. Gdy.

chciał poeta by „wyjąć mu z oczu

szkło bolesne – obraz dni …” A.

Gdzieś wraz z ziemią wśród rozdeptanych chmur

dudnią słowa. Nie.

odmieniaj czasu kalekiego.

Pozwól dzieciom bawić się w wojnę. Choć.

wyrocznie mówią że i tak uciekną z całą rodziną

pierwszym lepszym samolotem. Skąd to znamy?

Podpowiedź świata z najsmutniejszych naszych strun.

Nie martwcie się – czy zimą czy słotą

będziemy was bronić z Londynu. A.

może z Lyonu. Tam.

dużo lepsze powietrze.

Zofia Sofim Mikuła

I tylko skarpetki jest żal…

Krętą miłość jej dawał, czy to była zabawa,
Czy wszystkiemu jest winna poetka?
Oczy jej rozcałował… i odjechał… a ona…
Na pościeli już tylko –

Skarpetka…

Taka zwykła, brązowa,  nawet całkiem nie nowa,
Lecz chłopaka, co mieszka nad rzeczką.
Nad rzeczką B, w miasteczku B
Pieścił, kochał, nie pytał czy chce.  I zostawił –

Skarpetkę…

Mały kamyk, muszelka… – gdzieś w torebce – pamięta.
To co mówił, gdy dawał te dwie…
Nic ten banał nie znaczył, już nie musi tłumaczyć…
Wszystko jej powiedziała…

Skarpetka…

Spod poduszki zabrała, pocałunki wyprała…
Te co z nóg, jego skradła… skarpetka.
Do koperty włożyła, ciepłym wierszem skleiła
I wysłała na adres nad rzeczką.

I skarpetkę…

Nad rzeczką B, w miasteczku B
List bez słów… na nim znaczek…
Przyklejony na łzę.

I skarpetka…

Nad rzeczką B, w miasteczku B
W koszu list… i ten znaczek…
Przyklejony na łzę.

I skarpetka…