Jak zapowiadaliśmy, 9 lipca 2024 w Sali nr 2 w ZLP, odbyło się kolejne spotkanie poetów, tym razem Letnie Poruszenie, owocne – twórcze i warsztatowe. Zofia Mikuła postanowiła tym razem zaprezentować prozę, czytając fragment opowiadania opisujący jej przeżycia podczas ulewnego deszczu w Tatrach – zejście z Doliny Gąsienicowej. Oczywiście niektórzy uczestnicy bywali w Tatrach, co wywołało dyskusję na temat szczegółów topograficznych.
Jedną z ważniejszych konkluzji stała się podpozycja Marka Wawrzkiewicza, aby opowiadanie pisać w trzeciej, a nie pierwszej osobie, co pozwoli autorce na większą swobodę literacką.
Poza tym uczestnicy spotkania przedstawili wiersze o rozmaitej tematyce, po części związanej z przygotowywaną Antologią a po części impresji letnich. Dyskusja miała żywiołowy przebieg, nie brakowało momentów z ofertami zmian daleko idącymi; w takich przypadkach autorzy okazali niezłomność.
Dorobek przedstawiamy poniżej, oczywiście ujawniając autorów tekstów obecnych na spotkaniu. Tym razem , wbrew tradycji od A do Z, kolejność jest od Ż do R. Prezentacji towarzyszy fotografia sali nr 2 w Domu Literatury wykonana w ubiegłym roku przez Artura Krajewskiego. Życzymy przyjemnej lektury i już zapraszamy na jesienna edycję tych spotkań, o czym zawiadomimy w stosownym czasie.
Majka Żywicka-Luckner
do Noego z Brzeskiej
wciąż wesoły ze mnie człowiek Noe
a gdzie nie pójdę to mnie wyśmieją
wczorajsze kumkanie
babka by odczyniła
klepaniem różańca daleko
w staw
a tu dziewiąte piętro
chrabąszcze za koszulą balkonowych pelargonii
z lękiem wysokości
– jak to odczynić Noe?
Marek Wawrzkiewicz
Szymborska czyta Baczyńskiego
W jej wierszu poeta nie zginął w sierpniu,
Nie trafiła go snajperska kula w czwartym dniu Powstania.
W chwili wiersza ma sześćdziesiąt kilka lat.
Nie ozdobiła go młodzieńcza śmierć. Jest poetą znanym
Ale nie cytuje się go zbyt często.
Przygarbiony, ubrany przez Panią Wisię
W luźny, rozciągnięty sweter nieokreślonego koloru,
Je samotne śniadanie w zakopiańskiej Astorii.
Milczy. W tamtym, odległym sierpniu
Dziewczynka imieniem Wisława miała rok
I poezja jeszcze w niej milczała.
Dawniej i teraz z recepcji słychać kobiecy głos:
‒ Panie Baczyński, telefon do pana!
Poeta podnosi się z trudem, idzie
Człapiąc rozdeptanymi kapciami.
Poetka znana, ale jeszcze przed Noblem,
Wybawiła go od śmierci.
Dla siebie.
Grzegorz Trochimczuk
Lipiec w Iwach
Doczekaliśmy. Otwarte okna.
Kieszenie pełne deszczu
schną z upływem czasu;
włosy ramiona dłonie.
Płuca lipowe.
Klekotanie kości milknie wobec fletni wilgi
w czystym powietrzu. Przytulia
zapachem lata zaklina trawy
w słońcu omdlałe.
Późnym popołudniem rudbekie
słowami ogrodu
wabią o zmierzchu. Księżyc wyogromniały
odmienia lipiec w świetliki
w podcieniach.
Tego lata wyszliśmy z dusznej sieni na błonia,
przeglądamy życie, usuwamy złudzenia.
Podobni do ważek tańczymy fokstrota
i jeszcze nam nie dosyć.
Barbara Maria Rustecka
Lepsze powietrze jest w Lyonie
Jest taka zaduma nad światem
która wypływa gdzieś z zakamarków mnie. Gdzie.
nas nie chcą bo prowokują Putina. Więc.
przesuwam wolno lampkę. By go nie widzieć.
Wystarczy. Że. tam na górze
go oglądają w jakimś kiepskim dzienniku.
Nie liczą się ze mną ani z Bogiem
być może chcą wojny. A.
może powtórki z czasów. Gdy.
chciał poeta by „wyjąć mu z oczu
szkło bolesne – obraz dni …” A.
Gdzieś wraz z ziemią wśród rozdeptanych chmur
dudnią słowa. Nie.
odmieniaj czasu kalekiego.
Pozwól dzieciom bawić się w wojnę. Choć.
wyrocznie mówią że i tak uciekną z całą rodziną
pierwszym lepszym samolotem. Skąd to znamy?
Podpowiedź świata z najsmutniejszych naszych strun.
Nie martwcie się – czy zimą czy słotą
będziemy was bronić z Londynu. A.
może z Lyonu. Tam.
dużo lepsze powietrze.
Zofia Sofim Mikuła
I tylko skarpetki jest żal…
Krętą miłość jej dawał, czy to była zabawa,
Czy wszystkiemu jest winna poetka?
Oczy jej rozcałował… i odjechał… a ona…
Na pościeli już tylko –
Skarpetka…
Taka zwykła, brązowa, nawet całkiem nie nowa,
Lecz chłopaka, co mieszka nad rzeczką.
Nad rzeczką B, w miasteczku B
Pieścił, kochał, nie pytał czy chce. I zostawił –
Skarpetkę…
Mały kamyk, muszelka… – gdzieś w torebce – pamięta.
To co mówił, gdy dawał te dwie…
Nic ten banał nie znaczył, już nie musi tłumaczyć…
Wszystko jej powiedziała…
Skarpetka…
Spod poduszki zabrała, pocałunki wyprała…
Te co z nóg, jego skradła… skarpetka.
Do koperty włożyła, ciepłym wierszem skleiła
I wysłała na adres nad rzeczką.
I skarpetkę…
Nad rzeczką B, w miasteczku B
List bez słów… na nim znaczek…
Przyklejony na łzę.
I skarpetka…
Nad rzeczką B, w miasteczku B
W koszu list… i ten znaczek…
Przyklejony na łzę.
I skarpetka…