Grzegorz Trochimczuk
Czas na radykalne zmiany lub na nowe otwarcie
Literatura polska znalazła się w ślepym zaułku, skąd trudno wyjść na otwartą przestrzeń. Chłonność społeczna jest zawłaszczana przez komercję i nieodłączną od niej reklamę. Agresywną, łamiąca zasady komunikacji językowej i wizualnej. Wspierają ją media wypełnione papką plotek wyssanych z palca informacji („fakty medialne„?”) oraz doniesień o życiu osobistym oraz karierach „ludzi ekranu” czyli: świeżo wykreowanych gwiazdeczek i gwiazdorów. Towarzyszy temu intelektualny bełkot.
Pozbawieni podmiotowości, zreifikowani i zglajchszaltowani „odbiorcy” tj. widzowie, słuchacze, czytelnicy, na wstępie „bombardowani” są pop-muzyką. Sytuację jeszcze pogarsza tandeta tej muzyki i wokalu, grafomania tekstów i wykonawcy pozbawieni głosu. Oto sieć kultury, która łapie, wysysa pieniądze i wyjaławia intelektualnie.
Marek Wawrzkiewicz, Prezes Związku Literatów Polskich, z goryczą przypomina, że prapoczątkiem, źródłem polskiej kultury jest właśnie literatura, tak dziś postponowana. Na początku było słowo, później dopiero obrazy, teatr, film, spektakle, instalacje, etc. A my co? Buch pisarzy do kosza. Pod pokład. Kto zapomniał, że tylko sensacja, sprzedajna kurtyzana może sama się wyżywić, a sztuka literacka, ta wyższego lotu, wymaga finansowego zabezpieczenia. Ona nie może złapać oddechu bez mecenasa. Wydawcy dziś także wyłącznie praktykują politykę komercji, zysku, rynku bez litości dla niepokupnych pereł.
Dlaczego Państwo w budżecie nie rezerwuje środków na literaturę? Na to, aby dać przeżyć jej twórcom. Niedostatek może czasem prowokować do odnajdywania artystycznej inspiracji, ale pisarz także musi mieć chleb. Nie ma funduszy rozwoju literatury, nie ma poszanowania dla opiniotwórczej roli organizacji pisarskich. Państwo polskie nie nawiązało do tradycji Polskiej Akademii Literatury, za nic ma przykłady państw troszczących się o własne dziedzictwo językowe i literackie. Cóż z tego, że przeczytaliśmy Quo Vadis i wkrótce przeczytamy po raz tysięczny Wesele, skoro nie wiemy Dokąd Zmierza Rząd bez polityki w dziedzinie ochrony dziedzictwa i rozwoju literatury, i czy już za węgłem nie czai się Stypa, jako najbardziej prawdopodobny cel ministrów.
Nie może doczekać się godnego miejsca jeden z najstarszych w Europie, a może i na świecie, międzynarodowy festiwal Warszawska Jesień Poezji, która w odstępach rocznych w ubiegłym roku zaistniała już po raz czterdziesty piąty (45!). Warszawska Jesień Poezji stała się jedną z dorocznych, wyróżniających Warszawę imprez, godną stałego patronatu Prezydenta Miasta Warszawy, a być może i Prezydenta RP. Tymczasem władze proponują organizatorom corocznie start w konkursach na dotacje, tak jakby impreza ta miała być kameleonem, każdego roku strojącym się w nowe szaty. To nie jest poważne, ażebyśmy stawali z naszym projektem na „modowym” wybiegu, na podstawie którego komisja dokona oceny merytorycznego, strategicznego i organizacyjnego statusu WJP. Formuła imprezy została dawno temu ukształtowana, sprawdzona, związanych z nią było wielu renomowanych polskich poetów od Jarosława Iwaszkiewicza poczynając. Teraz z mecenasem imprezy możemy dyskutować szczegóły programu, dokonywać w dyskusji wyboru tematów, zastanawiać się kogo zaprosić z innych krajów. I o tym proszę pamiętać Szanowna Pani Prezydent Warszawy i Panie Ministrze Kultury i (nomen omen!) Dziedzictwa Narodowego.
Poezja? Aż trudno nie zauważyć, że to jest armagedon. I to mimo tego, że twórczość poetycka płynie szeroką rzeką, w nieregulowanym korycie Internetu, pośród rozpaczliwych dążeń licznych grup zainteresowań poetyckich do zaistnienia. Jak nie zawieść tych, którzy kochają wiersze, jak otworzyć pole promocji dla talentów?o rozwija, a co hamuje polską poezję współczesną? Dlaczego rynek książek, jak diabeł święconej wody, boi się tomów poetyckich? Resztki klasyki i książek poetów nobilitowanych Noblem można znaleźć tylko gdzieniegdzie. Kto się boi na wierszach i poematach stracić? Czy ta dziedzina literatury znalazła się w niszy, ponieważ wyparła ją współczesna kultura masowa?